fbpx

          Jeszcze zanim wyruszyliśmy przeczuwałam, że podróż może mnie zmienić. Prawdopodobnie taka sytuacja ma miejsce u wszystkich Ludzi Drogi, jednak „na pewno”, mogę wypowiadać się tylko z mojej perspektywy. Inną sprawą jest, że upływający czas, który niesie różnorakie doświadczenia zmienia każdego człowieka, bez względu na to, czy zdecydował się na podróż, czy zapuścił mocne korzenie w ojczystym miasteczku. Jednak, ponieważ dysponuję zarówno pewną znajomością życia statecznego, jak i nomadycznego, mogę pokusić się o stwierdzenie, iż podróż wydobywa zmiany na powierzchnię, niczym sito poszukiwacza złota. Przez van life objawiają się one szybciej i mocniej. Szczególnie ostatni światowy kryzys uświadomił mi, że nie jestem już tą samą, co przed laty, osobą. Odczuwam i przeżywam go o wiele spokojniej niż zrobiłaby to Katarzyna z przeszłości. Jestem przekonana, że dzieje się tak właśnie za sprawą doświadczeń van life’u i jego skutków, które wpłynęły na mnie na głębszych poziomach. Pomijając te kilka oczywistych jak wolność, czy poznawanie świata i różnych kultur, chcę napisać Wam o tych, których sama się nie spodziewałam. Oto one:

-Elastyczność.

To była jedna z pierwszych rzeczy, której nauczył mnie van life. Już na etapie przygotowań, gdy budowaliśmy nasze mieszkanie na kołach okazało się, że wiele z planowanych rozwiązań nie może być zrealizowanych. Głównie za sprawą ograniczeń finansowych, a także pragnienia, by wyruszyć jak najszybciej. Dlatego powoli, nabieraliśmy pokory i godziliśmy się na rozwiązania szyte na miarę naszych możliwości. Gdy wyruszyliśmy szybko okazało się, że nasze plany i wytyczone trasy sypią się jak domki z kart pod wpływem samej istoty podróży. Na początku buntowaliśmy się i denerwowaliśmy boleśnie. Jednak po kilku tygodniach zrozumieliśmy, że jest to walka z wiatrakami. W końcu poddaliśmy się temu, co przynosiły kolejne dni i zaczęliśmy po prostu adaptować się do zmiennych warunków. Świetnie ten proces ujął Steinbeck, pisząc:

„Po latach zmagań stwierdzamy, że nie my robimy podróż, to podróż robi nas. Przewodniki, plany jazdy, rezerwacje, ustalone i nieuniknione, rozbijają się w drzazgi o osobowość podróży. Dopiero kiedy to się uzna, może rzetelny włóczęga odsapnąć i wziąć się do dzieła. Dopiero wtedy odpadają rozczarowania. Pod tym względem podróż jest jak małżeństwo. Niezawodnym sposobem popełnienia błędu jest myśleć, że się nad nią panuje.”

-Branie życie takim, jakie jest.

Podróż niczym buddyjska nauka, uświadomiła mi, że moje oczekiwania to zupełnie inna materia, niż rzeczywistość. Elastyczność sprawia, że dostosowujemy się do realnego świata i bierzemy go takim, jakim jest, zamiast cierpieć z powodu różnic z naszymi oczekiwaniami, czy życzeniami. Podróż weryfikuje, co jest prawdą, a co naszym oczekiwaniem. Potem już nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować prawdę.

-Oswojenie strachu.

Decyzja o porzuceniu dotychczasowego życia i początki van life’u były ciągłym zmaganiem z nowymi, nieznanymi sytuacjami, z wielką niewiadomą. Co czeka nas w nowym kraju? Czy przegoni nas policja? Czy instalacja gazowa jest na pewno szczelna? Te i setki innych zmartwień były przyczyną chronicznego lęku. Przez pierwsze dwa tygodnie mieszkania w kamperze praktycznie w ogóle nie spaliśmy. Zapadaliśmy jedynie w stan czuwania z którego wybudzał nas najcichszy szelest dochodzący z zewnątrz. Ponieważ byliśmy wystawieni na czynnik strachu praktycznie bez przerwy z czasem nasza tolerancja na niego się podniosła. Tak jak twardnieją dłonie, pod wpływem ciężkiej pracy. To nie znaczy, że strach zniknął. Do tej pory zdarzają się sytuacje, którym towarzyszy jego wybuch. Jednak dzięki temu, że się z nim oswoiliśmy możemy z powodzeniem uciszyć jego nawoływania do ucieczki. Tym samym strach nas nie paraliżuje. To, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia dziś z powodzeniem mogę realizować, na przykład mogę spędzić samotnie noc w vanie. (Jeśli jeszcze nie widziała/eś zapraszam na moją relację z samotnej wycieczki – KLIK.)

-Wiara w siebie.

Ewoluowała dzięki tym samym doświadczenim, które były źródłem lęku. Van life zmusił nas wielokrotnie do radzenia sobie w warunkach i sytuacjach na które nie mogliśmy się przygotować: od znalezienia sposobu na zarabianie w podróży, po szybką reakcję, gdy ktoś podłożył petardę pod naszego vana zaparkowanego w lesie. Skoro poradziliśmy sobie wtedy z wyzwaniami rzucanymi przez los, to te doświadczenia podpowiadają mi, że poradzimy sobie z kolejnymi.

-Dostrzeżenie różnych możliwości przeżycia życia.

Chyba pierwszym bodźcem to tego odkrycia było zauważenie jak odmienne miejsca ludzie nazywają domem. Dla van lifer’sów jest nim blaszana furgonetka, dla współczesnych cyganów- budy sklecone z blachy falistej lub dykty, istnieją hipisi zamieszkujący jaskinie u wybrzeży Hiszpanii, poznaliśmy wspinaczy, którzy opowiadali o sobie podobnych zamieszkujących jurty, u podnóża idealnych skał; spotkaliśmy zakapiora, który przez wiele lat zamieszkiwał szałas na bieszczadzkich zboczach, a następnie przeniósł się do stodoły, gdzie wydzielił sobie pokój. Czytając relację Thoreau z jego dwuletniego, samotnego mieszkania u wybrzeża stawu Walden, uprawiającego jedynie fasolę, która była mu pożywieniem i barterem innych środków potrzebnych do przeżycia, zrozumiałam, że życie jakim obecnie żyje większość to tylko jedna z możliwości. I choć nie uczą nas tego w szkołach, okazuje się, że opcji jest o wiele, wiele więcej. Ta wiedza otwiera olbrzymie możliwości, gdyż okazuje się, że tylko moja wyobraźnia ogranicza mnie w sposobie przeżycia życia. Oczywiście są też czynniki zewnętrzne. Jednak wierzę, że w głównej mierze to jaką wybierzemy drogę, zależy od naszej woli. I świadomości tego, że mamy różne możliwości.

-Radość z przebywania w naturze.

Odwiedzenie 29 stolic sprawiło, że wszystkie miasta zaczęły być do siebie podobne. Kościoły, eleganckie budynki publiczne, osiedla mieszkalne, starówki, hipsterskie i artystyczne dzielnice pełne graffiti i kafejek z nowymi sposobami na parzenie kawy, muzea, czy miejsca rozrywek. Każde z miast, choć różne w swoim zurbanizowaniu, jest w gruncie rzeczy do siebie podobne. Dla odmiany przyroda mimo, że z pozoru taka sama, za każdym razem jest zupełnie inna. Jej prostota zaczęła z czasem mnie zachwycać coraz bardziej. Zieleń liści, główki kwiatów, sylwetki ptaków, ślady bytności innych stworzeń, monotonia fal i lustra jezior, zawsze kładą cień spokoju na moje serce. W naturze czuję się bezpieczna, czuję, że jestem jej częścią, że ona jest moją matką. W mieście czuję się dobrze tylko przez chwilę, po pewnym czasie nuży mnie, nastręcza problemów i zmusza, by używać pieniędzy. W naturze wszystko jest za darmo. Dla wszystkich.

-Snucie opowieści.

Niedawno trafiłam na taki cytat:

„Podróż sprawia, że jesteś oniemiały, a potem zamienia Cię w opowiadacza.”

To dość luźne tłumaczenie, ale chyba oddaje sens tego, co dzieje się z człowiekiem, który wyrusza w podróż, także kamperem. Często doświadczając zdarzeń milczałam: świat, lub chwila były zbyt piękne, lub straszne, by wyrazić je słowami. Czasami byłam zasłuchana, czy zaczyta w historie, które snuli inni ludzie. Jednak, kiedy minęło odpowiednio dużo czasu, to ja zaczynałam opowiadać o tym, co widziałam, doświadczyłam, lub o czym się dowiedziałam. Niektóre z historii zaczęłam spisywać. Czasami przybierają one formę esejów, jak dziś; czasami krótkich opisów zdjęć na Instagramie, w końcu udało mi się również stworzyć większą formę, opowieść, którą w maju wydamy jako książkę. Opisuję w niej szczegółowo wszystkie doświadczenia, których skutki uboczne właśnie czytasz. Jeśli chcesz poznać tę historię, zapraszam do zapisania się na listę, dzięki której dowiesz się w pierwszej kolejności o ukazaniu się książki. KLIK.

Niektórych z tych skutków się nie spodziewałam, inne są rezultatem zasianych wcześniej ziaren, przeczytanych książek, refleksji. A jak jest u Was? Czy Was też podróżowanie zmieniło? Czego Cię nauczyło? Napisz mi w komentarzu, z chęcią przeczytam Twoją historię. Dziękuję za Twój czas. Ściskam.

podróżnik, podróż, podróżowanie, podróżovanie, van life

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial

Polub nas!