W ostatnich miesiącach stało się coś, czego nikt się nie spodziewał i raczej mało kto był na to przygotowany. Epidemia i jej skutki dotknęły jednak każdego. Jak w kontekście tej sytuacji sprawdza się van life? Czy życie w kamperze jest możliwe w czasach zarazy, czy jednak lepiej jest zamknąć się w domu, lub mieszkaniu? Dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi refleksjami w tym temacie. Gdzie jesteśmy obecnie i jak wygląda nasza codzienność możecie dowiedzieć się z naszego ostatniego live’a – kliknij tutaj.
Nie jestem pewna, czy każdy, kto zamieszkuje dom na kółkach dojdzie do tych samych wniosków. Być może osoby, które dopiero wystartowały i nastawiły się na podróż, będą rozczarowane i wcale nie będą dobrze czuły się unieruchomione w kamperze. Jednak nasz van life i podróżowanie trwa już dwa lata i z tej perspektywy mogę napisać, że była to nauka, która całkiem nieźle przygotowała nas na obecne czasy.
Van life choć jest utożsamiany z podróżą wcale nie musi się z nią wiązać. Jest spora grupa ludzi, którzy wybrali mieszkanie w kamperze ze względów ekonomicznych, podążając za minimalizmem, czy z ciekawości. Te osoby znajdują się w jednym miejscu przez długi czas, często pracują na etacie. Teraz, kiedy poruszanie się bez ważnego powodu nie jest dozwolone, my również doświadczamy van life’u stacjonarnego i muszę przyznać, że taka wersja także sprawia nam przyjemność. W ciągu ostatnich dwóch lat pokonaliśmy ponad 45 tysięcy kilometrów, odwiedziliśmy 29 krajów, niektóre więcej niż jeden raz. Możemy więc powiedzieć, że nasyciliśmy się podróżami, dlatego przymusowy postój nie jest dla nas trudny, czy bolesny. W końcu możemy zajmować się rzeczami na które w trakcie podróży nie mieliśmy czasu. Z pełnym skupieniem możemy też przygotowywać się do wydania książki. (Możesz zapisać się na jej przedsprzedaż – kliknij)
Jakie będą skutki epidemii jeszcze dokładnie nie wiemy, jednak na pewno odciśnie ona piętno na gospodarce i naszych portfelach. W tej sytuacji widzę, że kroki, które podjęliśmy przed rozpoczęciem van life’u uchronią nas przed katastrofą. Ponieważ mieszkamy w samochodzie i posiadamy niewiele przedmiotów, nie mamy żadnych zadłużeń, ani kredytów. Bardzo ostrożnie podchodzimy do tego tematu i cieszymy się, że van life daje możliwość posiadania swojego mieszkania za nieduże pieniądze. Szkopuł polega na tym, że jest to maleńka przestrzeń, niewyposażona we wszystkie udogodnienia współczesnego domu. Drugą kwestią jest to, że udało nam się stworzyć zdalny model zarabiania, który póki co pozwala nam się utrzymywać. Nie są to wielkie pieniądze, ale dzięki van life’owi nasze potrzeby również nie są wygórowane. Staliśmy się prostymi ludźmi, można powiedzieć minimalistami, co tak naprawdę sprowadza się do tego, że żyjemy skromnie. Jednak jest to życie dobre, bo mamy wszystko, czego potrzebujemy. Oczywiście może stać się tak, że stracimy możliwość zarabiania w taki sposób jak do tej pory, bądź nie będziemy mieli wystarczających środków do życia. Jednak nadal posiadamy kompetencje z naszych poprzednich prac, posiadamy ich nawet więcej, bo wiele się nauczyliśmy dzięki działalności związanej z tworzeniem treści do internetu. Dlatego wierzymy, że jeśli zajdzie taka potrzeba będziemy w stanie znaleźć pracę online u kogoś, bądź dla jakiejś firmy. Ostatecznie możemy wrócić do pracy stacjonarnej, spróbować pracy przy zbiorach, bądź w fabryce gdzieś za granicą, co pozwoli na większy zarobek. Dom mamy zawsze ze sobą, dzięki czemu o wiele szybciej będziemy w stanie zaoszczędzić, ponieważ odpadnie nam największy wydatek – opłata za wynajem mieszkania.
Życie na małej przestrzeni i przebywanie cały czas razem nie zawsze było łatwe. Zaliczyliśmy kilka kłótni, był nawet moment, kiedy ktoś chciał się wyprowadzić. Jednak przetrwaliśmy te chwile i w ogólnym rozrachunku bardzo lubimy to wspólne, bliskie życie. Sekretem jest chyba nasza umiejętność szczerej rozmowy. Wszystkie nerwy, problemy wyjaśniamy od razu, na bieżąco i nie doświadczamy zjawiska cichych dni. Dlatego kiedy nadszedł czas przymusowego zamknięcia w jednym pomieszczeniu dla nas nie było to żadną trudnością, ani nowością. Izolacja również nie jest nam obca, w czasie podroży bywały dni, że nie spotykaliśmy ludzi w ogóle, albo przez barierę językową nie byliśmy w stanie wejść w interakcje. Tak więc van life dobrze przygotował nas do przechodzenia kwarantanny. A dzięki temu, że nasz dom jest mobilny, możemy ją odbywać w odludnym miejscu, w otoczeniu przyrody. Mamy również możliwość wyjścia przed samochód i cieszenia się świeżym powietrzem, czy spacerkiem dookoła vana. Tak było w Portugalii, podobnie jest w Polsce.
Kiedy ruszaliśmy w stronę Skandynawii postanowiliśmy zrobić duże zakupy, by w tych drogich krajach kupować tylko świeże produkty, jak chleb, czy owoce. Dość szybko zauważyliśmy, że wożenie ze sobą zapasów jedzenia pozwala nam na sporą elastyczność. Jeśli odkrywaliśmy jakiś fajny zakątek i zapragnęliśmy się w nim zatrzymać na dłużej, nie musieliśmy się martwić o pożywienie. Tak więc, kiedy zaczął się czas gromadzenia zapasów z powodu epidemii dobrze wiedzieliśmy jakie produkty kupować i w jakich ilościach. W obecnej sytuacji robimy zakupy raz na dwa tygodnie, jednak jesteśmy w stanie zaopatrzyć się w żywność na dwa miesiące, jeśli zajdzie taka potrzeba. (Jeśli chcesz poczytać o naszych zapasach do Skandynawii – kliknij)
Kolejna kwestia jest natury psychologicznej. W poprzednim poście o skutkach ubocznych van life’u (jeśli nie czytała/eś możesz kliknąć tutaj) pisałam o tym, że doświadczenie życia w drodze oswoiło nas ze strachem, przyzwyczaiło do życia w niepewności oraz nauczyło dostosowywania się do okoliczności. Dlatego dziś jesteśmy mocno osadzeni w teraźniejszości i nie boimy się niewiadomej, która zaciążyła nad nami. Żyjemy po prostu dalej i wierzymy, że będziemy w stanie przezwyciężyć trudności, które będą się pojawić. Akceptujemy fakt zaistnienia wirusa i to, że jesteśmy zmuszeni do postoju oraz izolacji. Nie walczymy z rzeczywistością, nie tracimy energii na zamartwianie się, czy dociekania jaka jest prawda kryjąca się za pojawieniem się nowej choroby. Innymi słowy nie przejmujemy się rzeczami, na które nie mamy wpływu.
Oczywiście są także pewne minusy i zagrożenia dla osób mieszkających w mobilnych domach. Największym wyzwaniem jest fakt zamknięcia wielu miejsc przestrzeni publicznej dla kamperów i zmuszenie właścicieli, by szukali schronienia na prywatnych kwaterach. To, czy istnieje możliwość zaszycia się w głuszy zależne jest od kraju. W Hiszpanii i w Polsce nie ma takiej opcji, jednak Portugalia nie jest aż tak restrykcyjna i wiele naszych znajomych nadal mieszka w vanie na dziko. Kolejnym problemem może być pozyskiwanie wody, które ze względu na zakazy może być utrudnione w czasach epidemii, czego doświadczyliśmy na własnej skórze w Portugalii. Na szczęście nie było to niemożliwe i większość publicznych punktów czerpania wody nadal funkcjonuje. Kolejnym wyzwaniem w długiej perspektywie czasu mogą być niskie temperatury, przynajmniej dla naszego vana. Na dzień dzisiejszy nie jest on przystosowany do polskiej zimy. Jeśli zakaz poruszania się po Europie będzie obowiązywał do końca roku, być może będziemy musieli przenieść się do mieszkania. Choć bardziej prawdopodobne jest, że spróbujemy naszego campervana dostosować do niskich temperatur. (Webasto sprawdza się świetnie, kiedy chodzi o dogrzewanie się, długofalowo jednak nie zastąpi grzejnika.) Ostatnim trudnym aspektem, który zaobserwowałam, są ludzie. Ktoś ładnie napisał, że czasy kryzysu wydobywają, to co naprawdę jest ukryte w charakterze człowieka. I tak, niektórzy oferują pomoc i wsparcie, a inni robią zdjęcia, donoszą na policję i wykupują zapasy myśląc tylko i wyłącznie o swoim interesie. I to jest chyba kwestia, której osobiście obawiam się najbardziej. Ludzi ogarniętych strachem, którzy myślą egoistycznie, których panika popycha do irracjonalnych zachowań, czynów i raniących słów.
To koniec moich rozważań i dlatego chciałabym zaznaczyć, że ten tekst nie ma na celu gloryfikowania van life’u. Nie chcę epatować tym, że nam jest dobrze, ponieważ dla nas te czasy również są trudne. Epidemia, pokrzyżowała wiele z naszych planów i zamierzeń. Tęsknimy za ludźmi, a także za swobodą i wolnością. Nie mamy również gwarancji na to, jak długo będziemy mogli się utrzymywać w taki sposób jak dotychczas. Nie chcę stawiać się w lepszej pozycji, bo nie mam kredytu, czy dzieci o które muszę się martwić. Rozumiem te trudności, szanuję, że ktoś podjął inne decyzje niż ja. To, co opisałam jest po prostu naszym doświadczeniem, moimi spostrzeżeniami i podsumowaniem tego, jak van life ma się do czasów epidemii.
Jeśli miałabym wyciągnąć jakiś wniosek na koniec, to byłby on taki, by w jak największym stopniu polegać na sobie samym. Na ile jest to możliwe. Wiem, że każdy jest inny, że nie wszyscy mamy takie same możliwości. Jednakże równocześnie obserwuję jak rozbuchany konsumpcjonizm i kapitalizm sypie się w obliczu pandemii i, że nie jest pewne, czy struktury państwowe będą w stanie ochronić nas przed katastrofą. Wydaje mi się, że życie na własny rachunek, proste życie, pozwala nam o wiele szybciej dostosowywać się do trudnych warunków. Pisząc te słowa chciałam też pokazać, że ta szalona decyzja, by zamieszkać w vanie, którą wiele osób nazywało głupotą, ma pozytywne skutki, których, kiedy ją podejmowaliśmy nie mogliśmy nawet podejrzewać. Była i jest to szkoła życia, dzięki której obecnie trzymamy się tak dobrze. Tym samym uważam, że warto iść za głosem serca, bo ono prowadzi nas w odpowiednie miejsca. Lęk będzie nam towarzyszył zawsze, a jednak w czasach prawdziwych kłopotów i problemów człowiek jest w stanie dostosować się do trudnych realiów i znaleźć rozwiązania o których wcześniej nie pomyślał. Dlatego wierzę, że zarówno my, jak i Wy, wyjdziemy z tego kryzysu obronną ręką, mądrzejsi i silniejsi o to doświadczenie.
Mam nadzieję, że jesteście zdrowi i bezpieczni. Przesyłam Wam dużo ciepła i pozytywnej energii. Jeśli chcesz podzielić się swoim doświadczeniem życia w czasach pandemii, zostaw komentarz, z chęcią poznam Twoją perspektywę. Pokój.
Dziękuje za zdrowe spojrzenie na tą trudną sytuację. Pozdrawiam z moją żoną
Dziękuję za komentarz!!! Pozdraviamy ciepło Ciebie i żonkę!:) Dużo zdrówka i spokoju!
Oglądam wasz blog już od jakiegoś czasu,ale pierwszy raz zobaczyłam bloga. Podziwiam wasze podejście do życia. Dało mi to dużo do myślenia , zwłaszcza o tym jak niewiele tak naprawdę potrzebujemy w życiu. Ważni są ludzie, miejsca, wydarzenia,a nie pełno maneli, z którymi później nie wiadomo co zrobić:) Jesteście niezwykle odważni i widać ile van life daje wam radości. Z ogromną chęcią oglądam wasze filmy i od dziś czytam:)) Serdecznie Was pozdrawiam !!
P.s Macie piękna ikonę w vanie:)) My z mężem dostaliśmy nasza z okazji ślubu i pewnie dlatego Wasza rzuciła nam się w oczy od razu:))
Cześć Karolino! Jest taka grupa osób, która od razu dostrzega naszą ikonę.:) To szczególnie dla Łukasza wyjątkowy obraz, towarzyszy mu już od wielu lat, a mnie odkąd jesteśmy razem. Cieszę się, że zawitałaś na naszego bloga, przez pewien czas nie wiele tu się działo – za sprawą pisania książki, bo pisania starczyło mi tylko na naszą opowieść. Ale teraz kiedy książka jest już gotowa, z przyjemnością wracam do krótkiej formy, do dzielenia się przemyśleniami. Zgadzam się z tym, co napisałaś – bardzo niewiele potrzebujemy do szczęścia, od dawna obserwuję relację podróżników z tych najbiedniejszych rejonów świata, którzy mówią, że ludzie potrafią być tam bardzo szczęśliwi. Od pewnego czasu dzięki temu zaczęłam wierzyć w to, że to nie przedmioty, ani nawet status, są głównym źródłem naszego szczęścia. Moje poszukiwania wciąż trwają, na pewno podróże, doświadczanie takiego życia, jest źródłem szczęścia, jednak równocześnie wiem, że u każdego to szczęście będzie miało trochę inne źródła. Na ten moment myślę, że są dwa składniki – życiem wg swojej pasji, powołania, a także dzielenie się z innymi, bycie w społeczności. Jednak możliwe, że definicji jest więcej, może nawet tyle, ilu jest ludzi. Dziękuję za komentarz i pozdraviam Ciebie i małżonka!
Najważniejsze ,, DOM MAMY. ZAWSZE ŻE SOBĄ ” – to kluczowe jeśli ktoś lubi takie życie a jest to bliskie memu sercu od dawna. Sposób w jaki żyjecie i podchodzicie do otaczającego Was świata jeszcze mocniej utwierdza mnie w przekonaniu że warto.
Dzięki wielkie dla Was za mentalne wsparcie pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za komentarz! Bardzo się cieszę, że nasze słowa wnoszą wartość. To dla mnie olbrzymia motywacja, by pisać i dzielić się tym, co przeżywamy. A muszę przyznać, że za każdym razem jest to dla mnie wyzwanie, bo odsłanianie się, bycie szczerą jest dla mnie trudne. Także dziękuję za dobre słowo. Pozdraviamy bardzo serdecznie i życzymy dużo zdrówka i spokoju!
Wiemy że mamy poważną sytuacje spowodu Epidemii lub raczej inaczej go nazwać Kwarantanną ale nie wolno tracić nadzieje najlepszy sposób to zachować szelski spokój i rozsądek oraz Umiar nie wszyscy jesteśmy prawie godowi dużo się mówi o Epidemii ciągle to przeżywam każdego dnia kochani musimy rządź się gardź tu chodzi o zdrowiem oraz najbliższych mówię to dlatego bo się o was martwię jesteśmy Polską jednoczą jesteśmy żołnierzami którzy Walczmy o wolność nie podajemy się ma nadzieję że doceni cię mój komentarz życzę wam pełnego zdrowia .
Dzięki Kamilu, doceniamy! Pozdraviamy Cię serdecznie i zapewniamy, że robimy, co możemy, by pomóc. Narazie sprowadza się to do przestrzegania kwarantanny. 🙂
Kochani, bardzo dziękuję za ten i nie tylko ten wpis, za szczerość, za to że chcecie nas zapraszać do swojego świata. Bardzo nas inspirujecie. Modlę się za Was dziękując że mogliśmy Was poznać i mam nadzieję, że Wy kiedyś poznacie nas 😉 Oglądam Was od Medjugorie, radyjka kupiłam wtedy a jakże. Potem byliśmy w Skandynawii. Niestety my jeździmy tylko na wakacje. Ale to nie tylko wakacje, to aż wakacje 🙂 A teraz lat
żyły o Portugalii i
jak nas wypuszczą poza granice to chcemy
spędzić następny dla
go urlop z rodziną w camperze właśnie w Portugalii 🙂 Tymczasem się przedstawimy i pozdrawiamy serdecznie! My to jesteśmy Ci co przerywają ciszę, bo #TętniakRośnieWciszy więc życie mamy bardzo ciekawe i jesteśmy bardzo w tych kolorach życia szczęśliwi 🙂
Jakiś czas temu znalazłam Waszego bloga, oglądam i czytam co przeżywacie w czasie podróży. Chociaż Was nie znam osobiście to wydaje mi się że znamy się długo. My już mamy dorosłe dzieci, dwie córki więc szukaliśmy swojej drogi w tym drugim etapie życia😏 kupiliśmy vana. Jeździmy na wakacje i weekendy może kiedyś będziemy mogli wiecej podróżować..zobaczymy. Kampera to wolność, szkoda że dopiero teraz to odkryliśmy ale lepiej późno niż wcale 😃Pozdrawiam Was i całuję 😘🙏
Dziękuję serdecznie za komentarz i podzielenia się Waszym światem. Radyjka… skąd ja to znam:) niezbędne akcesorium w Medjugorie. Cieszę się, że podróżujecie i odkrywacie świat po swojemu. O to właśnie chodzi, by każdy łapał szczęście na ile może. Bardzo, bardzo dziękuję za modlitwę. To jest dla nas absolutnie cudowny prezent. I cieszę się niezmiernie, że nasze teksty Was inspirują. Mam nadzieję, że do zobaczenia na trasie! Pozdraviamy bardzo ciepło!<3
Mam w tej chwili 71 lat. Kiedy stuknela mi 50 wzielam plecak i wyruszylam sama w podroz dookola swiata . Maz zostal w domu bo nie lubi podrozy. Nie mam prawa jazdy a wiec przemieszczalam sie inaczej niz Wy mlodzi ludzie. Bardzo podobal mi sie Wietnam i Hawaje te jeszcze prawdziwe a nie te cukierkowe z pocztowki. Zatrzymywalam sie w tanich hotelach / hostelach. Marzy mi sie surowa piekna Islandia. Ze wzgledow zdrowotnych mojego meza nie wiem czy ja jeszcze zobacze. A tak naprawde wyruszylabym w nowa podroz dookola naszego globu. Na swoja pierwsza dostalam urlop z pracy jako pielegniarka. Teraz na emeryturze mam cenny czas i zwariowane pomysly na dalsze podroze. Podrozujcie / zobaczcie jak najwiecej . Lubie Wasze filmy. Sa ciekawe a wiec jak narazie podrozuje razem z Wami. Powodzenia. Po deszczu przychodzi sloneczny dzien. En avant. Pozdrawiam Anna z Kanady
Cześć Aniu! Dziękuję za Twój komentarz i za to, że podzieliłaś się swoją historią. Muszę przyznać, że bardzo Cię podziwiam! Kawał świata, samotna kobieta, jeszcze zostawiła męża w domu? Wielu pewnie powiedziałoby, że to szalony pomysł! Ja myślę, że niesamowicie piękny i odważny. Z chęcią poczytałabym więcej o Twojej podróży, o Hawajach i Wietnamie, które wtedy zobaczyłaś. Brzmi jak materiał na książkę. Mam nadzieję, że uda Ci się wyruszyć jeszcze nie raz.:) Pozdraviam serdecznie i ściskam!
Jest jak jest, zawsze może być gorzej. Damy rade, normalność wróci. Trzymajmy się razem, bądźmy rozważni i nie myślmy tylko o sobie a będzie dobrze 🙂 pozdraViam 🙂
Dziękuję za komentarz i takie trzeźwe podejście. Lubię takie konkrety. Pozdraviam!
Czytam Twoje słowa z wdzięcznością. Przemawia przez Ciebie coś więcej niż tylko doświadczenie. Tak, to jest mądrość. Wymieniłaś tak wiele jej cech. Super! A obecny kryzys? Czy on wzmacnia? Wielu uważa, że raczej pokazuje jak byliśmy nań przygotowani i jacy jesteśmy rzeczywiście; bez masek! Obrigado! 🙂✌👍
Cześć Piotrze! Bardzo mi miło, acz równocześnie lekko się czerwienię. Trudno przyjmować jest komplementy.:) Nasza działalność nauczyła mnie również tego, że to, co widzą w nas inni, sami noszą w swoim sercu! Kryzys, tak jak pisałeś, obnaża to, co człowiek ma w duszy. Myślę, że w pewien sposób jest to ciekawe zjawisko, które obnaża braki i słabości naszej gospodarki, kapitalizmu. Zarazem dzięki niemu błyszczą ludzie, którzy do tej pory niknęli za murami, niedoceniani – lekarze i pielęgniarki. Oraz wielu ludzi o wielkich sercach, którzy organizują pomoc, zbiórki, koncerty itd. Ktoś napisał, że aby gwiazdy błyszczały musi nastać noc. Dzięki wielkie za komentarz! Pozdraviamy:)
Jakiś czas temu znalazłam Waszego bloga, oglądam i czytam co przeżywacie w czasie podróży. Chociaż Was nie znam osobiście to wydaje mi się że znamy się długo. My już mamy dorosłe dzieci, dwie córki więc szukaliśmy swojej drogi w tym drugim etapie życia😏 kupiliśmy vana. Jeździmy na wakacje i weekendy może kiedyś będziemy mogli wiecej podróżować..zobaczymy. Kampera to wolność, szkoda że dopiero teraz to odkryliśmy ale lepiej późno niż wcale 😃Pozdrawiam Was i całuję 😘🙏
Renatko dziękuję za komentarz! Tak jak piszesz, lepiej późno niż później, parafrazując:) ja wierzę, że w życiu wszystko przychodzi we właściwym dla siebie czasie. Nie ma co żałować, lepiej jest korzystać!:) Pozdraviamy serdecznie i do zobaczenia na trasie!:)
Jak się Tak na Was patrzy do głowy przychodzi cała masa przemyśleń. Piękna kobieta I wesoły chłopak porzucaja chyba całkiem ustatkowane życie na emigracji by zrobić coś poniekad szalonego. Pokłady odwagi jakie w Was drzemia sa większe od pokładów węgla na Ślasku. Myślę, że dzięki takim ludziom jak Wy wielu innych skłoni się do podjęcia odkładanych dlugo decyzji, do zrobienia kroku w przód, do zmian których się Tak często boimy I wolimy zostać tam gdzie jesteśmy. W takim naszym bezpiecznym I sprawdzonym punkcie, aż tu bum i przychodzi czas kiedy już za wiele nam nie zostaje. Przeżywacie swoje życie. Każdy dzień. I to jest piękne. A to co dzieje się obecnie, kolejna przeszkoda, której trzeba stawić czoła. No moża ta jest nieco bardziej czasochłonna. Ale, jak nie my to kto? Ściskam goraco i przesyłam pozdrowienia… z emigracji 😉
Cześć Antek! Dzięki za komentarz! Chyba tak, dużo osób mówiło, że zwariowaliśmy, zresztą było kilka momentów, że sami tak myśleliśmy:) Ale po tej stronie szaleństwa dużo fajnych rzeczy się dzieję, nawet jakaś magia się zdarzy.;) Mam nadzieję, że nasza historia skłoni ludzi do odwagi, do sięgania po swoje i przeżywania Życia, przez duże Ż. Nie musi to być van life, jest tyle wspaniałych możliwości, ważne, by żyć w zgodzie ze sobą. Zgadzam się z tym, co napisałeś – epidemia to jest po prostu kolejne wyzwanie, damy rady, żyjemy w niesamowitych czasach i wbrew pozorom nie jest jeszcze tak źle. Mamy póki co jedzenie, wodę, zaczyna się wiosna i mamy kontakt ze sobą przez internet. Pozdraviamy Cię bardzo serdecznie i życzymy zdrówka!
Oglądam wasz blog już od jakiegoś czasu,ale pierwszy raz zobaczyłam bloga. Podziwiam wasze podejście do życia. Dało mi to dużo do myślenia , zwłaszcza o tym jak niewiele tak naprawdę potrzebujemy w życiu. Ważni są ludzie, miejsca, wydarzenia,a nie pełno maneli, z którymi później nie wiadomo co zrobić:) Jesteście niezwykle odważni i widać ile van life daje wam radości. Z ogromną chęcią oglądam wasze filmy i od dziś czytam:)) Serdecznie Was pozdrawiam !!
P.s Macie piękna ikonę w vanie:)) My z mężem dostaliśmy nasza z okazji ślubu i pewnie dlatego Wasza rzuciła nam się w oczy od razu:))
Cudownie kochani. Dla każdego ta wyjątkowa sytuacja na swój szczególny sposób jest trudna, ale ważne by patrzeć na nią tak jak Wy, doceniając to co się ma, to gdzie się jest i ufając, że chwila obecna, choć trudna, jest częścią życia i znajdziemy wszyscy swoje sposoby, by z nią sobie poradzić i odnaleźć w niej nowe możliwości. Cieszę się dla Was, że zdążyliscie przemierzyć te wszystkie kilometry i nacieszyć się wolnością, zanim przyszła pandemia i van life przyjął formę bardziej stacjonarną. My niestety nie zdążyliśmy.. mamy za sobą ogromne życiowe zamiany, ponad rok intensywnych przygotowań do rodzinnego wyjazdu i na 2 miesiące przed.. BAM utknęliśmy, bez domu (swój sprzedaliśmy i tymczasowo mieszkamy u rodziny) i bez dotychczasowych etatów. Zabezpieczenie finansowe, które budowaliśmy, by przeżyć z dzieciakami w podróży, w obliczu nowej rzeczywistości przestaje być wystarczające. Niepokój jest, bo oszczędności topnieją, a rzeczywistość coraz bardziej się komplikuje, ale o dziwo strachu jest mniej niż byłoby kiedyś. Człowiek się zmienia, przepracowuje w sobie wiele i z czasem efekty zaskakują… Stachu nie ma, bo pomimo trudnej sytuacji, pojawiła się ufność. Ufność i wiara, że będzie dobrze, że znajdziemy nową drogę. Tak jak wy, nie żałujemy i doceniamy, że poszliśmy za głosem serca i wbrew temu co inni mówili, odeszlismy z intratnych etatów, by skończyć z życiem w biegu, uciec przed sztucznym blichtrem i ogłupiającym konsumpcjonizmem. Pozbyliśmy się kredytów oraz zbędnych rzeczy, by żyć w minimalizmie i po swojemu. I chociaż nie zdążyliśmy wyruszyć i doświadczyć życia w podróży o której tyle marzyliśmy, to czujemy wolność w sercu. Uwielbiamy oglądać wasze vlogi, bo wasze podejście do życia jest bardzo bliskie naszemu. Ostatnie kilka miesięcy, przygotowując się do podróży, podróżovaliśmy całą rodzinką razem z Wami ☺️ dziękujemy za wszystkie wirtualne przeżycia i emocje! Cudownie byłoby Was kiedyś spotkać na trasie i poznać osobiście. ♥️ Dlatego… pomimo, że stacjonarny VanLife, jak piszecie też jest miły – to niech nie trwa zbyt długo 😉 Ściskamy i przesyłamy moc pozytywnej energii. familiaventura 😘
Witaj Marto! Muszę się przyznać, że Twój komentarz bardzo mnie poruszył! Wasza historia, plany, które zostały zatrzymane i ufność o której piszesz… wow. Doskonale rozumiem sytuację i lęk, a zarazem wiem, że przeżywacie to wszystko w jeszcze innym wymiarze, bo są dzieciaki i porzuciliście niedawno etaty, to początek podróży, marzenia, które mimo pracy zostały zatrzymane… Wierzę w Was oraz w to, że te turbulencje to taki sprawdzian, a kiedy on się skończy, zacznie się wspaniałe życie. Trzymam za Was kciuki, dziękuję za Waszą historię i za to, że podróżujecie z nami! Pozdraviamy i ściskamy całą rodzinkę. <3
Dziękuję Kasiu! dokładnie tak na to patrzymy, jak na pewnego rodzaju sprawdzian naszej determinacji i wytrwałości w dążeniu do realizacji marzeń. Być może droga musi być trochę bardziej kręta, by smak przygody był jeszcze większy. Wiedziałam, że Wy nas zrozumiecie, bo sami szliście i nadal idziecie podobną drogą. Takie słowa wsparcia bardzo pomagają. Mówiliście o tym nie raz, że w chwilach zwątpienia i strachu, dobre słowo, wsparcie i pozytywna energia od życzliwych osób, pomagały Wam przejść kryzys i wytrwać przy swoim. A po burzy, zawsze wychodzi słońce 🙂 Fajnie że takich super osób wkoło nas jest tak wielu i że możemy wspólnie nie tylko przeżywać piękne chwile i przygody, ale także wspierać się wzajemnie gdy przychodzą trudniejsze momenty. Dziękujemy, za odpowiedz i wsparcie ciepłym słowem ♥️ Jesteśmy z Wami i sciskamy 😘
Cześć,ziemniaki z żaru ogniska znam od dziecka-43 lata na karku;-) Na te kartofle ,w moich stronach nazywamy to “danie” PULKI.Proponuję posypać odrobinę soli i “Niebo w gębie”! Pozdrawiam i zdrówka szczerze życzę.
Witaj Danielu! Dzięki za komentarz. Postaram się zapamiętać nazwę Pulki!:) Świetna:) My obowiązkowo dodajemy masło i sól. A idąc za doświadczaniem życia w UK, gdzie takie pieczone, duże ziemniaki, są znaną potrawą zwaną Jack Potatos, dodajemy czasami również białego sera/twarożku i cebulkę dymkę. To moja ulubiona wersja.:) Pzdraviamy również!