fbpx

W ostatnich miesiącach stało się coś, czego nikt się nie spodziewał i raczej mało kto był na to przygotowany. Epidemia i jej skutki dotknęły jednak każdego. Jak w kontekście tej sytuacji sprawdza się van life? Czy życie w kamperze jest możliwe w czasach zarazy, czy jednak lepiej jest zamknąć się w domu, lub mieszkaniu? Dziś chciałabym się z Wami podzielić moimi refleksjami w tym temacie. Gdzie jesteśmy obecnie i jak wygląda nasza codzienność możecie dowiedzieć się z naszego ostatniego live’a – kliknij tutaj.

Nie jestem pewna, czy każdy, kto zamieszkuje dom na kółkach dojdzie do tych samych wniosków. Być może osoby, które dopiero wystartowały i nastawiły się na podróż, będą rozczarowane i wcale nie będą dobrze czuły się unieruchomione w kamperze. Jednak nasz van life i podróżowanie trwa już dwa lata i z tej perspektywy mogę napisać, że była to nauka, która całkiem nieźle przygotowała nas na obecne czasy.

Van life choć jest utożsamiany z podróżą wcale nie musi się z nią wiązać. Jest spora grupa ludzi, którzy wybrali mieszkanie w kamperze ze względów ekonomicznych, podążając za minimalizmem, czy z ciekawości. Te osoby znajdują się w jednym miejscu przez długi czas, często pracują na etacie. Teraz, kiedy poruszanie się bez ważnego powodu nie jest dozwolone, my również doświadczamy van life’u stacjonarnego i muszę przyznać, że taka wersja także sprawia nam przyjemność. W ciągu ostatnich dwóch lat pokonaliśmy ponad 45 tysięcy kilometrów, odwiedziliśmy 29 krajów, niektóre więcej niż jeden raz. Możemy więc powiedzieć, że nasyciliśmy się podróżami, dlatego przymusowy postój nie jest dla nas trudny, czy bolesny. W końcu możemy zajmować się rzeczami na które w trakcie podróży nie mieliśmy czasu. Z pełnym skupieniem możemy też przygotowywać się do wydania książki. (Możesz zapisać się na jej przedsprzedaż – kliknij)

Jakie będą skutki epidemii jeszcze dokładnie nie wiemy, jednak na pewno odciśnie ona piętno na gospodarce i naszych portfelach. W tej sytuacji widzę, że kroki, które podjęliśmy przed rozpoczęciem van life’u uchronią nas przed katastrofą. Ponieważ mieszkamy w samochodzie i posiadamy niewiele przedmiotów, nie mamy żadnych zadłużeń, ani kredytów. Bardzo ostrożnie podchodzimy do tego tematu i cieszymy się, że van life daje możliwość posiadania swojego mieszkania za nieduże pieniądze. Szkopuł polega na tym, że jest to maleńka przestrzeń, niewyposażona we wszystkie udogodnienia współczesnego domu. Drugą kwestią jest to, że udało nam się stworzyć zdalny model zarabiania, który póki co pozwala nam się utrzymywać. Nie są to wielkie pieniądze, ale dzięki van life’owi nasze potrzeby również nie są wygórowane. Staliśmy się prostymi ludźmi, można powiedzieć minimalistami, co tak naprawdę sprowadza się do tego, że żyjemy skromnie. Jednak jest to życie dobre, bo mamy wszystko, czego potrzebujemy. Oczywiście może stać się tak, że stracimy możliwość zarabiania w taki sposób jak do tej pory, bądź nie będziemy mieli wystarczających środków do życia. Jednak nadal posiadamy kompetencje z naszych poprzednich prac, posiadamy ich nawet więcej, bo wiele się nauczyliśmy dzięki działalności związanej z tworzeniem treści do internetu. Dlatego wierzymy, że jeśli zajdzie taka potrzeba będziemy w stanie znaleźć pracę online u kogoś, bądź dla jakiejś firmy. Ostatecznie możemy wrócić do pracy stacjonarnej, spróbować pracy przy zbiorach, bądź w fabryce gdzieś za granicą, co pozwoli na większy zarobek. Dom mamy zawsze ze sobą, dzięki czemu o wiele szybciej będziemy w stanie zaoszczędzić, ponieważ odpadnie nam największy wydatek – opłata za wynajem mieszkania.

Życie na małej przestrzeni i przebywanie cały czas razem nie zawsze było łatwe. Zaliczyliśmy kilka kłótni, był nawet moment, kiedy ktoś chciał się wyprowadzić. Jednak przetrwaliśmy te chwile i w ogólnym rozrachunku bardzo lubimy to wspólne, bliskie życie. Sekretem jest chyba nasza umiejętność szczerej rozmowy. Wszystkie nerwy, problemy wyjaśniamy od razu, na bieżąco i nie doświadczamy zjawiska cichych dni. Dlatego kiedy nadszedł czas przymusowego zamknięcia w jednym pomieszczeniu dla nas nie było to żadną trudnością, ani nowością. Izolacja również nie jest nam obca, w czasie podroży bywały dni, że nie spotykaliśmy ludzi w ogóle, albo przez barierę językową nie byliśmy w stanie wejść w interakcje. Tak więc van life dobrze przygotował nas do przechodzenia kwarantanny. A dzięki temu, że nasz dom jest mobilny, możemy ją odbywać w odludnym miejscu, w otoczeniu przyrody. Mamy również możliwość wyjścia przed samochód i cieszenia się świeżym powietrzem, czy spacerkiem dookoła vana. Tak było w Portugalii, podobnie jest w Polsce.

Kiedy ruszaliśmy w stronę Skandynawii postanowiliśmy zrobić duże zakupy, by w tych drogich krajach kupować tylko świeże produkty, jak chleb, czy owoce. Dość szybko zauważyliśmy, że wożenie ze sobą zapasów jedzenia pozwala nam na sporą elastyczność. Jeśli odkrywaliśmy jakiś fajny zakątek i zapragnęliśmy się w nim zatrzymać na dłużej, nie musieliśmy się martwić o pożywienie. Tak więc, kiedy zaczął się czas gromadzenia zapasów z powodu epidemii dobrze wiedzieliśmy jakie produkty kupować i w jakich ilościach. W obecnej sytuacji robimy zakupy raz na dwa tygodnie, jednak jesteśmy w stanie zaopatrzyć się w żywność na dwa miesiące, jeśli zajdzie taka potrzeba. (Jeśli chcesz poczytać o naszych zapasach do Skandynawii – kliknij)

Kolejna kwestia jest natury psychologicznej. W poprzednim poście o skutkach ubocznych van life’u (jeśli nie czytała/eś możesz kliknąć tutaj) pisałam o tym, że doświadczenie życia w drodze oswoiło nas ze strachem, przyzwyczaiło do życia w niepewności oraz nauczyło dostosowywania się do okoliczności. Dlatego dziś jesteśmy mocno osadzeni w teraźniejszości i nie boimy się niewiadomej, która zaciążyła nad nami. Żyjemy po prostu dalej i wierzymy, że będziemy w stanie przezwyciężyć trudności, które będą się pojawić. Akceptujemy fakt zaistnienia wirusa i to, że jesteśmy zmuszeni do postoju oraz izolacji. Nie walczymy z rzeczywistością, nie tracimy energii na zamartwianie się, czy dociekania jaka jest prawda kryjąca się za pojawieniem się nowej choroby. Innymi słowy nie przejmujemy się rzeczami, na które nie mamy wpływu.

Oczywiście są także pewne minusy i zagrożenia dla osób mieszkających w mobilnych domach. Największym wyzwaniem jest fakt zamknięcia wielu miejsc przestrzeni publicznej dla kamperów i zmuszenie właścicieli, by szukali schronienia na prywatnych kwaterach. To, czy istnieje możliwość zaszycia się w głuszy zależne jest od kraju. W Hiszpanii i w Polsce nie ma takiej opcji, jednak Portugalia nie jest aż tak restrykcyjna i wiele naszych znajomych nadal mieszka w vanie na dziko. Kolejnym problemem może być pozyskiwanie wody, które ze względu na zakazy może być utrudnione w czasach epidemii, czego doświadczyliśmy na własnej skórze w Portugalii. Na szczęście nie było to niemożliwe i większość publicznych punktów czerpania wody nadal funkcjonuje. Kolejnym wyzwaniem w długiej perspektywie czasu mogą być niskie temperatury, przynajmniej dla naszego vana. Na dzień dzisiejszy nie jest on przystosowany do polskiej zimy. Jeśli zakaz poruszania się po Europie będzie obowiązywał do końca roku, być może będziemy musieli przenieść się do mieszkania. Choć bardziej prawdopodobne jest, że spróbujemy naszego campervana dostosować do niskich temperatur. (Webasto sprawdza się świetnie, kiedy chodzi o dogrzewanie się, długofalowo jednak nie zastąpi grzejnika.) Ostatnim trudnym aspektem, który zaobserwowałam, są ludzie. Ktoś ładnie napisał, że czasy kryzysu wydobywają, to co naprawdę jest ukryte w charakterze człowieka. I tak, niektórzy oferują pomoc i wsparcie, a inni robią zdjęcia, donoszą na policję i wykupują zapasy myśląc tylko i wyłącznie o swoim interesie. I to jest chyba kwestia, której osobiście obawiam się najbardziej. Ludzi ogarniętych strachem, którzy myślą egoistycznie, których panika popycha do irracjonalnych zachowań, czynów i raniących słów.

To koniec moich rozważań i dlatego chciałabym zaznaczyć, że ten tekst nie ma na celu gloryfikowania van life’u. Nie chcę epatować tym, że nam jest dobrze, ponieważ dla nas te czasy również są trudne. Epidemia, pokrzyżowała wiele z naszych planów i zamierzeń. Tęsknimy za ludźmi, a także za swobodą i wolnością. Nie mamy również gwarancji na to, jak długo będziemy mogli się utrzymywać w taki sposób jak dotychczas. Nie chcę stawiać się w lepszej pozycji, bo nie mam kredytu, czy dzieci o które muszę się martwić. Rozumiem te trudności, szanuję, że ktoś podjął inne decyzje niż ja. To, co opisałam jest po prostu naszym doświadczeniem, moimi spostrzeżeniami i podsumowaniem tego, jak van life ma się do czasów epidemii.

Jeśli miałabym wyciągnąć jakiś wniosek na koniec, to byłby on taki, by w jak największym stopniu polegać na sobie samym. Na ile jest to możliwe. Wiem, że każdy jest inny, że nie wszyscy mamy takie same możliwości. Jednakże równocześnie obserwuję jak rozbuchany konsumpcjonizm i kapitalizm sypie się w obliczu pandemii i, że nie jest pewne, czy struktury państwowe będą w stanie ochronić nas przed katastrofą. Wydaje mi się, że życie na własny rachunek, proste życie, pozwala nam o wiele szybciej dostosowywać się do trudnych warunków. Pisząc te słowa chciałam też pokazać, że ta szalona decyzja, by zamieszkać w vanie, którą wiele osób nazywało głupotą, ma pozytywne skutki, których, kiedy ją podejmowaliśmy nie mogliśmy nawet podejrzewać. Była i jest to szkoła życia, dzięki której obecnie trzymamy się tak dobrze. Tym samym uważam, że warto iść za głosem serca, bo ono prowadzi nas w odpowiednie miejsca. Lęk będzie nam towarzyszył zawsze, a jednak w czasach prawdziwych kłopotów i problemów człowiek jest w stanie dostosować się do trudnych realiów i znaleźć rozwiązania o których wcześniej nie pomyślał. Dlatego wierzę, że zarówno my, jak i Wy, wyjdziemy z tego kryzysu obronną ręką, mądrzejsi i silniejsi o to doświadczenie.

Mam nadzieję, że jesteście zdrowi i bezpieczni. Przesyłam Wam dużo ciepła i pozytywnej energii. Jeśli chcesz podzielić się swoim doświadczeniem życia w czasach pandemii, zostaw komentarz, z chęcią poznam Twoją perspektywę. Pokój.

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial

Polub nas!