fbpx

Odkąd przestałam być dzieckiem miałam olbrzymią potrzebę zdefiniowania tego kim jestem. Chciałam siebie poznać i określić. Czułam mocny pociąg do psychologii i filozofii. Wydaję mi się, że chciałam zrozumieć siebie, by dzięki temu zrozumieć ludzi i tym samym odnaleźć złotą regułę rządzącą światem- sekret szczęścia. Z czasem, pod wpływem pytań, przymusem wybierania szkół oraz kierunków edukacji presja tylko się powiększała.

Mając jakieś 20 lat zaczęłam odczuwać frustrację, że wciąż nie wiem. Wydawało mi się, że powinnam mieć już kilka rzeczy poukładanych, powinnam chociaż znać siebie i mieć plan na najbliższą przyszłość, na to jak pokierować moją tak zwaną karierą… A ja wciąż zastanawiałam się czy studia, które zgłębiam są odpowiednie, czy zawód jaki będę wykonywać będzie intratny i, czy będę szczęśliwa.

W drugiej połowie moich lat dwudziestych, będąc już po kilku gruntownych zmianach życia nadal nie wiedziałam. Nadal szukałam. I nadal odczuwałam tę kłującą frustrację, którą powodowały rzeczywistość versus oczekiwania. Chciałam spalać się i móc poświęcić się czemuś w pełni. Niestety nic takiego się nie pojawiało. Wciąż czułam się znudzona i nie na miejscu.

Jednak w końcu, po latach, odnalazłam spokój.

Ta zmiana nie polegała na tym, że odnalazłam odpowiedzi i nagle z pomocą couch’a czy książek poukładałam sobie życie. Pod tym względem mam wrażenie, że w ogóle się nie zmieniam. Zmieniło się natomiast moje podejście. I to wystarczyło, bym przestała czuć się rozczarowana sobą i życiem. Zaakceptowałam to, że nie wiem. Zaakceptowałam to, że wciąż poszukuję. Trafiłam na słowa Tolkiena, których uchwyciłam się kurczowo:

Not all those who wander are lost.

Zainspirowana tym zdaniem, zaczęłam rozmyślać. Może to ok, że nie wiem. Może życie jest procesem i być może nie wszyscy ludzie rodzą się z jasnymi i silnymi priorytetami, ukierunkowaniem na zawód czy pasję. A może gdzieś głęboko w środku wiem, tylko muszę się nauczyć ten głos usłuchać? Być może nauka odwagi wymaga czasu. Być może trzeba nauczyć się jak iść pod prąd. Nauczyć się stawać po swojej stronie. Jak podejmować decyzje, które podpowiada serce, a które wydają się być irracjonalne. I jak przeciwstawić się temu, czego nauczył nas system. Jak wybierać swoje priorytety. Przekalkulować co jest ryzykiem, i czego nie warto poświęcić w imię tego ryzyka. Jak dalece popuścić liny, które wiążą z cywilizowanym światem. Jak daleko można zajść poszukując. Gdzie jest kres? Czy istnieje czas spełnienia?

Pogodziłam się z tym, że szukam. Poczułam wdzięczność za to, że się nie poddałam, nie osiadłam w połowie drogi, nie wybrałam półśrodków. Że pozwalam sobie na próby, na zmiany, nowe miejsca, na eksplorację świata i przetrząsanie możliwości. Doceniłam, że mam odwagę być ze sobą szczera i, że nie idę na kompromisy.

Wciąż poszukuję. Ale nie czuję się już zagubiona.  Dzięki zgodzie na poszukiwania odkryłam, że mogę się definiować przez ich pryzmat. Odkryłam że jestem podróżnikiem. Poszukiwaczem. Tułaczką. Wędrowcem. Pielgrzymem. Nomadą. Odkrywczynią. Myślicielem. Artystką. Dzieckiem świata.

Odkąd podjęliśmy decyzję o stworzeniu mieszkania na kółkach i wyruszenia w roczną podróż słowa Tolkiena powtarzam codziennie, niczym mantrę. Rezonują we mnie z jeszcze większą mocą. Już wiem, że poszukiwania to narazie moja droga. Czy kiedyś się skończą? Tego nie wiem. Niewiedza jednak nie paraliżuje mnie, mimo, iż czasami odczuwam lęk. Ale znamy się z lękiem całkiem dobrze. Zamykam jego dłoń w mojej i idziemy dalej po tej dziwnej drodze zwanej życiem. Nie kontroluję niczego. Nie muszę. Nadszedł czas wolności. Czas zaufania światu i Bogu. Wielki Eksperyment na otwartym życiu.

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial

Polub nas!