Wydarzenia minionego tygodnia skłaniają mnie do zapisania kilku słów refleksji, które dojrzewały w mojej głowie przez ostatnie lata. Są one sumą moich doświadczeń, tego, co do tej pory nauczyłam się o świecie i jego funkcjonowaniu. Jestem gotowa by się tym podzielić z Wami, bo być może, odnajdziecie w tej refleksji ziarno prawdy dla siebie. Odbiegam w moich rozważaniach od tematyki podróżowana, ale gdzieś u rdzenia, wszystko ze sobą jest połączone. Bo nasz światopogląd miały olbrzymi wpływ na podjęcie decyzji o wyruszeniu w podróż i zmianie sposobu życia. Nie będzie to apel do osób siejących zamęt, wydaje mi się, że takie jednostki tutaj nie trafiają. Raczej próba odpowiedzi na pewne pytania oraz chęć podjęcia wspólnego działania, by świat mógł stać się lepszym miejscem. Niestety nie znam leku, który go uzdrowi, ale wierzę, że wykonując małe kroki można zajść daleko, o ile stawia się je wytrwale. Wierzę, że kolektywnie możemy zdobyć każdą metę.
Czym jest nienawiść? Dlaczego tyle zła jest na świecie? Skąd się biorą wojny? Jak temu zaradzić? Te pytania towarzyszyły mi odkąd pamiętam, a odpowiedzi na nie szukałam przez całe życie. Na trop kilku z nich wpadłam po raz pierwszy w Londynie. To tam zaczął się mój wewnętrzny proces, którego katalizatorem stał się przebłysk świadomości. Moment w którym zrozumiałam, że tylko ja jestem odpowiedzialna za moje życie, za to, co się w nim dzieje i za to jak się czuję. Wyzwolił on zmiany, które z czasem zaczęły poszerzać moją świadomość i zmieniły postrzeganie świata. Najpierw dostrzegłam w sobie olbrzymie pokłady lęku, który powstrzymywał mnie przed upragnionymi działaniami, odsuwał od szans, odgradzał od ludzi, często wywołując poczucie smutku. Kiedy zaczęłam się przyglądać mojemu lękowi, czytać o nim, zdałam sobie sprawę, że on istnieje tylko w mojej głowie. Zauważyłam także, że ten schemat działa na większa skalę- od tego, co się dzieje w moim umyśle, zależy to, jak się czuję, czy jestem szczęśliwa, czy załamana. Nagle stało się to niezwykle proste. Myśli w mojej głowie determinują moje emocje i samopoczucie. Tak jak w tym pytaniu, czy widzisz szklankę do połowy pełną, czy pustą. To jak zdecydujesz się ją widzieć, wpłynie na to jak się poczujesz: będziesz się cieszył, że masz coś do picia, albo będzie Ci smutno, że tak mało napoju zostało. Było to odkrycie przełomowe, zrozumiałam, że aby zmienić siebie i moją rzeczywistość muszę zmienić moje myślenie. Ale wciąż do pełni szczęścia czegoś mi brakowało. Analizując swoją przeszłość i obserwując świat doszłam do wniosku, że człowiek musi doświadczać miłości, musi coś lub kogoś kochać. Dopiero wtedy będzie czuł się spełniony. Najlepiej widać to u dzieci, które mają wrodzoną potrzebę miłości, a jeśli jej zabraknie często będą rozwijają się nieprawidłowo, a nieprawidłowości te ujawniają się jako problemy czy dysfunkcje w dorosłym życiu.
Z czasem dowiedziałam się, że proces o którym pisałam wyżej ma swoją nazwę w terminologii psychologicznej. Jest to projekcja. Sposób w jaki odbieramy świat zewnętrzny oraz ludzi jest zależny od klimatu w naszych umysłach. I to dzięki tej teorii można spróbować wytłumaczyć skąd się biorą wojny. Oczywiście jest to temat bardzo złożony, nie można na to pytanie udzielić tylko jednej odpowiedzi. Jednak tłumaczy on to, co najbardziej mnie zastanawiało: dlaczego ludzie chcą walczyć, skoro wiedzą, że mogą zginąć, że krzywdzą siebie i, że oni będą skrzywdzeni. Dlaczego decydują się na cierpienie i chcą zadawać je innym. Na wyjaśnienie trafiłam w jednym z oglądanych przeze mnie filmów dokumentalnych. Tłumaczył on wojny w świecie fizycznym jako efekt wojny, którą poszczególni ludzie mają w swoich głowach. Ta wewnętrzna wojna to efekt nienawiści, której przyczyną jest lęk i uprzedzenia, które ludzie mają w sobie. Co więcej dochodzi do tego również element naszej ciemnej strony. Każdy człowiek ma w sobie cząstkę zła, kościół nazywa to grzechem pierworodnym, ja nazywam to właśnie ciemną stroną. Zazwyczaj tej części naszej osobowości ludzie w sobie nie akceptują, odrzucają ją. Spychana jest ona do podświadomości tworząc tzw. cień. Ten cień właśnie projektowany jest na innych ludzi. To znaczy, że negujemy u innych ludzi cechy, których sami w sobie nie lubimy, albo, których nie akceptujemy u siebie. Myślę, że dlatego Jezus powiedział, że niektórzy widzą drzazgę w oku bliźniego, ale nie widzą belki w swoim. Na szczęście bezpośrednio na własnej skórze nie doświadczyłam tragedii wojny. Ale nienawiść tak. Wiem, co oznaczają uprzedzenia, rasizm, mizogonia. I to właśnie zrozumienie skąd się one w ludziach biorą, że są wynikiem ich własnego cierpienia, pomagają mi nie dać się wciągnąć w walkę i wybaczać.
Jednak mimo że mniej więcej rozumiałam skąd bierze się wojna, dalej nie wiedziałam, co mogę zrobić, by pomóc innym i światu. Za każdym razem kiedy słyszałam doniesienia o cierpieniu ludzi, o terrorze, o lęku z którym się muszą mierzyć, moje serce płakało. Chciałam działać, krzyczeć, ale jednocześnie nie miałam na tyle odwagi, by jechać w miejsce dotknięte wojną, by nieść fizyczną pomoc. Wpłacanie pieniędzy, choć dawało mi poczucie, że biorę udział w budowaniu dobra, wciąż wydawało się być kroplą w morzu potrzeb, w dodatku kroplą, którą kierował ktoś inny. Ciągle zadawałam więc pytanie, co ja mogę zrobić tu i teraz. W znalezieniu odpowiedzi pomógł mi Ghandi i jego słowa:
Bądź zmianą, którą chcesz widzieć we wszechświecie.
Kiedy je zrozumiałam, zdałam sobie sprawę, że to one są kluczem. Jeśli chcę, by na świecie było więcej miłości, ja muszę miłość rozprzestrzeniać, muszę stać się miłością. Jeśli chcę, by ludzie byli bardziej radośni, to ja muszę się uśmiechać, stać się radością. Jeśli chcę, by było mniej nienawiści, muszę wyplenić nienawiść w sobie.
Te słowa wydają się być doniosłe, ale myślę, że na początek wystarczą małe zmiany, drobne gesty, niewielkie kroki. Vlogowanie nauczyło mnie, że wcale nie trzeba dużo robić, by szerzyć dobro. Czasami podzielenie się w filmiku swoimi przygodami, uśmiechem, może komuś, kto potem ten filmik odnajdzie w sieci, pomóc. Wierzę, że również nie wiele trzeba, by każdy z nas przyczynił się do zwalczania nienawiści. Na początek choćby zaprzestanie narzekania na otaczający nas świat. Zachowanie spokoju, kiedy ktoś na mnie nakrzyczy. Ustąpienie komuś w dyskusji, nawet, kiedy wiem, że to ja mam rację. Nie odpisywanie na zaczepki słowne w komentarzach, potraktowanie z życzliwością różnicy zdań. Zaprzestanie obgadywania koleżanki z pracy.
Myślę, że każdy na początek może zacząć zmianę świata od siebie, od podnoszenia swojej świadomości, napełnienia siebie miłością. Jeśli będziemy szczęśliwi, będziemy bezwiednie tym szczęściem dzielić się z innymi. Jeśli wzrośnie nasze poczucie wartości, podniesiemy ogólną wartość świata.
Jakie Wy macie zdanie w tej kwestii? Jakie są Wasze refleksje? Proszę podzielcie się ze mną w komentarzu.
Świat można również ratować dając przykład, inspirację swoją wiedzą lub przykładem. Pisząc książkę, prowadząc bloga, vloga lub pisząc posty na portalach społecznościowych szerząc świadomość. Problem w tym że dzielenie się nawet tak niewinnymi postami jak ten sprawia ze jesteśmy atakowani przez hejterów. Ja niestety jako osoba empatyczna i taka która wszystko i łatwo bierze do siebie mam problem z zachowaniem bariery, dystansu. Potem jestem za bardzo zestresowany ze się wychyliłem z szeregu. Po takiej sytuacji zawsze mam wątpliwości czy jest sens nadal dzielić się publicznie cząstka siebie zamiast pozostać anonimowym i zrobić sobie detoks od internetu i mieć święty spokój. Kiedy mówi się zbyt dużo nie wygodnej wiedzy jest się uznawanym za wariata, spiskowca, egoiste i różne inne obraźliwe epitety. Pół biedy jak nauczymy nie zwracać się na to uwagi i zrobimy się odporni. Gorzej jak zaczną się zamachy na takich jak my. Skoro były zamachy na wielu dobrych ludzi którzy chcieli walczyć z systemem, religia, iluminatami, bankami centralnymi itp to zawsze prędzej czy później ktoś próbował zabić takich ludzi. Zabijają ekologów protestujących na całym świecie. Nie zdziwił bym się gdyby chcieli zabić Owsiaka. Z jednej strony mam świadomość ze strach to narzędzie kontroli więc nie powinienem się bać. Ale naiwny też nie jestem. Przezorny zawsze ubezpieczony więc na wszelki wypadek zawsze rozważam ryzyko. Już pogodzilem się z śmiercią, w sumie już nie boję się śmierci ale nadal bardzo boję się tego ze historia każdej osoby oddającej życie w imię dobra zostanie kiedyś zapomniana. W momencie którym się nad tym zastanawiam dochodzę do wniosku ze aby nie przejmować się co ludzie mówią o mnie teraz i co będą mówić po mojej śmierci poprostu trzeba mieć wyjebane. Tylko ze jak przestanę się tym wszystkim przejmować żeby uwolnić się od tych emocji to nagle się okazuje ze wcale nie powinienem nikogo ratować bo każdy jest kowalem swojego losu. W takich sytuacjach kiedy dobro przegrywa a ciemne siły wygrywają czuję się nieco dziwnie bo coraz częściej przestaje się przejmować ze przegraliśmy. Tzn porażka mnie przestała boleć. Przykład zamach na prezydenta Gdańska. W ogóle się tym nie przyjolem. Poza tym mam mętlik w głowie bo z każdej strony jesteśmy bombardowani fejk newsami sprzecznymi z sobą. I jeśli z jednej strony trąbia ze zamach to ustawka bo on żyje. Z drugiej ze to technologia 5G zmanipulowala jego muzg laserem. Z trzeciej ze jeszcze inna przyczyna. I tak jest ciągle. Nie rozróżniam już prawdy od kłamstwa. Przyjolem więc postawę objektywna, bezstronnosci. Przestałem dochodzić prawdy na tematy przyziemne, pochodzące z umysłu i cudzych zeznań. Jedyną prawdę jaka jeszcze chce mi się odkrywać to tą którą dostaje czasami w medytacji gdy się połącze z czymś w rodzaju, źródła, eteru lub Kronik Akaszy. Chcę na podstawie przekazów z tego źródła dokończyć pisanie książki. Będą tam odpowiedzi na pytania postawione w medytacji również skąd bierze się cierpienie, zło, wojny itp. Jednak jestem rozdarty. Mogę zostać uznany za glupca że głosze nowa, świeżą wiedzę na przekór starym dogmatom. Nie reprezentując swoją postawą wzoru którego ludzie chcieli by widzieć. Jedyne co powstrzymuje mnie przed wydaniem tej książki to mój wizerunek. Ludzie nie szanują tego co mam im do przekazania. Często zarzucają mi ze kieruję się egoizmem choć nie wiem co ma egoizm do pewności siebie ale ludzie nawet jak nie rozumieją definicji to i tak sa gotów rzucić kamień i dostrzec w mnie drzazgę nie widząc kłody u siebie. Ahhh… Czasami mam poprostu ochotę wyjechać gdzieś z Polski i nie ratować nikogo bo to mnie przerasta. Kiedy przez dłuższy czas byliśmy za granicą czułem ogromną różnice i ulgę ze nie musze obawiać się nie stabilnej sytuacji w kraju bo wyszedłem z jego epi centrum jednocześnie czując ze mogę być potrzebny wracałem do kraju głównie z względu na to ze w Polsce jest coraz więcej świadomych ludzi, to dawało mi nadzieję i potrzebę bycia wśród takich ludzi. Co roku odbywa się już kilkadziesiąt festiwali alternatywnych z prelekcjami warsztatami dla świadomych ludzi w Polsce. Za granicą jakoś nigdy nie widziałem czegoś takiego na aż taka skalę. Piszecie bardzo świadome posty. Czytacie bardzo mądre książki lub cytaty a wciąż podążacie drogą Religi która jest kompletnie sprzeczna z waszymi poglądami, tym co głosicie. To że szanuję i staram się nie mieszać w wasza wolność wyznaniowa. Nie oznacza ze nie dostrzegam paradoksów i tego jak jedno drugiemu przeczy. Zacytuję tu kilka argumentów.: “Ateiści są aniołami w porównaniu do ludzi wierzących, którzy wymordowali 120 milionów ludzi w imię swojej wiary i swoich Bogów. Hitler i Stalin też byli Chrześcijananami. Papież i Biskup sponsorowali druga wojnę światową. Oraz powyższych ludzi świecili sakramentami i święceniami. Mam dowody, materiały wysyłam na priv. Biblia jest spreparowana i jest fikcja literacka. Nie jest żadnym autorytetem. Każdy argument z Biblii można obalić. Przepowiednie z Biblii spełniają się tylko dlatego ze to Egregor wspólnej zbiorowej myśli ludzi wierzących którzy wzmacniaja ten egregor swoją myślą. Ludzie nie zdają sobie sprawy ze kreują przeznaczenie, los swoimi myślami, afirmacjami. Jeśli dużo ludzi będzie wierzyć jednocześnie lub modlić się jednocześnie, lub medytować jednocześnie na ten sam temat, wyobrażenie itd to są w stanie uzdrowić kogoś na odległość i później nastaje tak zwane uzdrowienie lub objawienie. Które ludzie sami wywołują. Ludzie wciąż nie potrafią zrozumieć ze wiara i Bóg nie ma nic wspólnego z Religia. Religia została stworzona na ziemi przez ludzi a każdy inteligentny i świadomy człowiek wie ze jest duszą z możliwośćia reinkarnacji a ciało to chwilowy awatar. Jak więc można utożsamiać swoje wierzenia z tym co zostało stworzone na ziemi? Po co to mówię? Właśnie po to żeby nie było kolejnych wojen religijnych. Nie chcę kolejnej wojny Chrześcijańsko- Muzułmańskiej na terenie Polski lub Europy i żadnego zabijania w imię Chrystusa. Nie chcę żadnego fanatyzmu. Wciąż łudze się ze mówiąc otwarcie o tym ze rozwój duchowy nie idzie w parze z Religia sprawię że ludzie przestaną być ofiarami na kolanach którzy czekają na zbawienie boskie z nieba. Przestaną przepraszać za swoje grzechy (spowiadac się) i wezmą wstana wezmą się w garść i wezmą los i karmę w swoje ręce.
Łukaszu rozumiem o czym piszesz na początku, ja też jestem mega wrażliwa i z jednej strony chciałam się podzielić ze światem tym postem, ale z drugiej strony po prostu się bałam i przeżywam niektóre reakcje. Jednak publikuję pewne moje myśli, bo jak to powiedział poeta, trzeba wyć, by odnaleźć swoje stado. Oraz w wielu źródłach znajduję zachętę, by głosić swoją prawdę, bo może ona pomóc, a jeśli zostawię ją dla siebie nie stanie się nic. Co do religii, mam wrażenie, że widzisz tylko jedno jej oblicze- jako organizację. A ja w Kościele widzę o wiele, wiele więcej. Ja nie zgadzam się na zło i boli mnie, ze bywa one udziałem ludzi kościoła. Niestety jest ono wszechobecne i dotyka nawet Kościół, bo kościół tworzą ludzie, wszyscy jesteśmy grzeszni, upadamy, jesteśmy słabi. Po prostu staramy się wzrastać i tworzymy wspólnotę Kościoła, bo to w niej odnajdujemy sposób na wzrost, podążając za 10 przykazaniami oraz za przykazaniem miłości. Ja doświadczyłam miłości Boga i dlatego jestem częścią Kościoła, On czyni cuda w moim życiu i nie mogę nie mówić o tym. Mnie się wydaje, że rozwój duchowy idzie w parze z wiarą w Boga, z religią- o ile jest to mądre jej doświadczanie, nie ślepe, a świadome, postępowanie wg miłości o której uczył nas Jezus. Ja także nie wierzę w zabijanie w jakiekolwiek imię – Boga, czy w imię polityki czy poglądów. Dlatego piszę o tej pracy nad sobą, bo to my musimy się zmieniać, a nie zmieniać innych ludzi. Gdyby każdy uzdrowił siebie, pokochał siebie (co mnie udało się własnie kiedy otworzyłam się na miłość Boga) ludzie nie mieliby potrzeby nikomu nic udowadniać, czy walczyć. Pozdrawiam Cię, dzięki za Twój komentarz, nie jesteś sam w swojej nadwrażliwości, jest nas więcej. Pozdrawiam:)
Przepraszam za bezpośredniość ale kiedy zaczynałem czytać Twój tekst miałem odpisać że co to za filozoficzne dyrdymały itp. ale im bardziej się wczytywałem tym mocniej pewne sprawy rozumiałem a szczególnie te że wszystko jest w mojej głowie. Ja jeszcze nie potrafię pewnych rzeczy okiełznać i boję się ich tzn pewnych reakcji,, ludzi, rodziny ale może kiedyś się odważę zrealizować swoje marzenia chociaż będzie to bardzo trudne abym najukochańszych dla mnie osób nie zawiódł lub nie skrzywdził. To takie mam wolne przemyślenia wracając z pracy przewozem. I nie myśl sobie że nikt tego nie czyta bo czyta i myśli. Pozdrawiam
Marcinie, dziękuję Ci bardzo za Twoją szczerość, to wiele dla mnie znaczy, co napisałeś. Miałam pewne obawy, co do tego, czy uda mi się ubrać w słowa, to, czego się nauczyłam, fragmenty różnych przemyśleń i pewnych poglądów. Twój komentarz pozwolił mi myśleć, że się udało. Rozumiem trudności o jakich piszesz, ja także wciąż wiele się uczę, wiele wyzwań przede mną. Jesteśmy na drodze, szukamy, wzrastamy, to wszystko to jest proces. Mam nadzieję, że zarówno Tobie, jak i mi uda się znaleźć w sobie siłę, by sięgać po więcej, nie iść na kompromisy, ale tak, by równocześnie nie ranić innych. Tego nam życzę.
Jadę właśnie tramwajem (moim codziennym vanem) do pracy…płacze nas zmarłym prezydentem A też i nad sobą Ale też zaraz dzięki Twoim słowom Kasiu chce inaczej na to wszystko patrzeć. Tak pięknie i tak prawdziwie piszesz. Gdybyś tak była moją terapeutką…jesteś terapeutką i motywatorem dla wszystkich którzy to czytają. Tak czynmy dobro. Tak zacznijmy od małych rzeczy i tak zaczynajmy od siebie. Proste słowa proste gesty A tyle potrafią zmienić. Dziękuję. Pozdrawiam. Luiza z Gdańska
Bardzo dziękuję Luizo za Twój komentarz. To dla mnie ważne, że te słowa, dodają komuś otuchy i nadziei. Pozdrawiamy serdecznie.
“Bo nie ma prawdy na ziemi, nie szukaj jej w niebie
Chcesz zmienić ten świat to zacznij od siebie”
cyt.Pudelsi Piotr Marek
W punkt.
Droga Kasiu
Jak zwykle wyjątkowo mądre i piękne słowa.
Na tym pozostanę. Zgadzam się w stu procentach.
Witaj Kasiu, mysle ze swietnie zrozumialas slowa Ghandiego. Czy wiesz ze Matka Teresa zostala zaproszona do (nie pamietam jak to sie dokladnie nazywalo) ruchu antywojennego i nie zgodzila sie? Powiedziala ze maja ja zaprosic do ruchu pokojowego. To dokladnie to o czym piszesz, dawaj innym to co chcesz widziec.
Tez dlugo myslalam o tym dlaczego na swiecie sa wojny i doszlam do jeszcze jednego wniosku: dzieki temu, ze istnieja ludzie zli, pojawiaja sie tez ci dobrzy. To jak yin i yang, jedno nie moze istniec bez drugiego. Pozdrawiam
Przyznaję, że nie wiedziałam tego o Matce Teresie, ale absolutnie się z nią zgadzam. Brzmi trochę jak podejście de Mello, ciekawe czy się znali… muszę to sprawdzić:) co do ying yang, zgadzam się, że mamy i jasną i ciemną stronę i, że jest to naturalne. Jako idealistka wierzę, że moglibyśmy tą ciemną stronę oswoić na tyle, że skończyłyby się wojny. Mam na myśli świadomość- gdyby ludzie zdali sobie sprawę, że nie muszą się bać i nienawidzić innych, gdyby rozwijali w sobie miłość, być może wojny by ustały. Wierzę, że jesteśmy do tego zdolni jako gatunek.
Mozliwe ze jest tak jak mowisz, ze czlowiek jest do tego zdolny. Moze jakby przeniosl swoja energie na cos innego? Np sport? Bo tak jeszcze sobie mysle, ze czlowiek wojowanie ma juz we krwi. Kiedys, mieszkajac w jaskiniach czlowiek polowal na mamuty czy jakies inne istoty, a teraz mieso ma w supermarkecie… Moze jesli mezczyzni nie moga tluc zwierzat, to tluka sie miedzy soba?